Kiedy Sebastian zasypia w ciągu dnia mam jakieś: 1h-1,5h, do 2h na zrobienie... no właśnie. Co robić? Wykąpie się, nie - później, poprasuję, a może jednak dół ogarnę albo łazienkę posprzątam, garderobę....!!! Nie wiem w co mam ręce włożyć. Przy tak małym dziecku naprawdę nie jest człowiek w stanie nic zrobić. Sebastian uczy się chodzić i trzeba cały czas Go pilnować. Nie mogę mieć głowy i rąk zajętych czymś innym niż dzieckiem. Wczoraj, na przykład, rozmawiałam przez telefon, byłam w kuchni (aneksie), a Sebastian kilkanaście metrów ode mnie w salonie. Byłam dosłownie chwilę odwrócona. Kiedy spojrzałam na Niego o zgrozo! mój synek stał chwiejnie na sofie, trzymając się laptopa. Kiedy On tam wszedł, jak to się stało, przecież On jeszcze nie wchodził na sofę! A jak Mu się już udało wejść to nie mógł usiąść, tylko od razu stanąć w dodatku na krawędzi? A gdyby tak spadł??? Matko, wolę nie myśleć. Zdążyłam dobiec.
Przed jakąś godziną zasnął i z listy powyższej dziś wybrałam prasowanie. Chciałam wyprasować chociaż kilka rzeczy. Kiedyś (jak nie było Sebastianka) prasowałam dosłownie prawie wszystko, oprócz ubrań - pościele, ściereczki, ręczniki. Bielizny nie, to już przesada. Teraz prawie nic nie prasuję, tylko męża koszule, Seby pościel, i nasze poszewki na poduszki. Na resztę nie mam czasu. Ja lubię prasować. Najbardziej pościel bawełnianą, suszoną na świeżym powietrzu, na słońcu i wietrze. Matko! jaki to cudowny, naturalny zapach: bawełna, czystość, słońce i wiatr. Mogłabym mieć takie perfumy.
Kiedyś jak przyjeżdżali do nas goście powlekałam im zawsze taką świeżą, pachnącą pościel, sprzątałam i wietrzyłam mega! pokój, przynosiłam jakąś romantyczną lampkę... :-) Jak miło było usłyszeć rano: jak dobrze mi się u was śpi :-) To pewnie powietrze nadmorskie (pewnie też ;-) Teraz też się staram, oczywiście, ale pościel jest z kory (bo nie trzeba prasować), nie zawsze jest lampka i w ogóle nie mam tyle czasu na przygotowania. Ale te czasy wrócą. Niech tylko Seba podrośnie.
To by było tyle na dziś bo Seba właśnie się obudził. Jeszcze tylko chciałam dodać, że w ogrodzie pierwszy raz w zakwitły mi białe piwonie :-) Jeden kwiat był tak dorodny, że się złamał. Mam go w domu. W najbliższym czasie pokażę mój tegoroczny ogród.
Różowe też mam, trochę więcej i kwitły już w zeszłym roku.
Zdążyłam dziś wyprasować tyle tylko. Niewiele ale zawsze coś.
Serdecznie pozdrawiam
koronka
PS. Przepraszam, że to wszystko bez składu i ładu ale czas mnie goni.
Później odpowiem na Wasze poprzednie komentarze.